"Wenus i Mars" Botticellego.

Witam Państwa serdecznie, w dzisiejszym wydaniu tygodnika malarskiego nadeszła kolej na obraz renesansowego malarza Sandro Botticellego o tytule „Wenus i Mars”. Jest to jedno z nielicznych (obok między innymi innej znanej szeroko bogini miłości z „Narodzin Wenus” ) płócien o mitologicznej tematyce pędzla tego florenckiego mistrza. Spójrzmy teraz na obraz.
Oczom naszym ukazują się rzymska bogini miłości, Wenus, oraz patron wojny, Mars, spoczywający wspólnie na łączce po miłosnych figlach. Zapożyczeni z mitologii greckiej, pod zmienionymi imionami, Wenus z Marsem nie różnią się wiele od Afrodyty i Aresa, tak charakterem jak i identycznymi do znanych już Hezjodowi perypetiami. Najpiękniejsza z bogiń, nieszczęśliwa w związku z kulawym i brzydkim bogiem-kowalem Hefajstosem (lub Wulkanem jako jego rzymskim odpowiednikiem) chętnie oddawała się miłosnym harcom z pięknymi śmiertelnikami (z urodziwym Adonisem) czy też z postawnym i wspaniale wyrzeźbionym bogiem wojny. Po opisy ich miłosnych perypetii i zemstę Hefajstosa na kochankach odsyłam do którejś antologii mitów greckich, po przedstawieniu postaci skupmy się dalej an obrazie.

Prócz pary miłośników w tle harcuje gromadka satyrów. Te na pół ludzkie, na pół koźle złośliwe wiecznie podchmielone istotki z orszaku boga wina, Dionizosa (lub rzymskiego Bakchusa) dokazujące swoimi kudłatymi przyrodzeniami od zawsze kojarzone były z płodnością i erotyzmem. Nic więc dziwnego, że znajdują się tutaj, w chwilę po miłosnym spełnieniu boskiej pary.

Zwrócić uwagę może fakt pełnego odziania Wenus i kontrastujący z jej postawą negliż boga wojny. Mars zasnął zmęczony miłosnymi figlami, zaś Wenus spoczywa odziana. W strój bynajmniej nie helleński lub rzymski, ale w suknię typowo renesansową. Motyw częsty, który poruszyłem już w jednym z wpisów o malarstwie Boscha, przedstawiający postaci w garderobie współczesnej twórcy. Podobnie pancerz boga wojny. Jego hełm nie przypomina tych noszonych przez hoplitów, wygląda żywo jak XV-wieczna rycerska ochrona głowy.

Co jednak znaczyć może sen Marsa i dumne wejrzenie Wenus? Najpewniej obrazuje znane prawidło, że miłość (czyli akt cielesny) odbiera siły mężczyźnie – które ulatywać mają zeń w momencie ejakulacji, zaś dodają je kobiecie. Nic więc dziwnego, że wycieńczony kolejną ciężką „bitwą” bóg wojny odnowić musiał swoje siły po stoczonym „pojedynku”.

Można spojrzeć na to też z innej strony. Odziana, triumfująca Wenus, rozerotyzowane satyry bawiące się porzuconym puklerzem śpiącego Marsa mogą być niczym innym jak alegorycznym triumfem miłości ponad wojną.

Ostatecznie, uwagę zwracać może też jeden mały szczegół, znajdujący się w prawym dolnym rogu. Zieleni się tam niepozornie mała roślinka. Jest to nic innego jak znany już w starożytności bieluń, zawierająca substancje wywołujące halucynacje, a do tego mocno podwyższająca temperaturę ciała. Nic więc dziwnego, że bóg wojny zdarł z siebie pancerz i szaty, rozgrzany i odurzony bieluniem oraz pięknem Wenus oddaje się teraz zapewne pięknym wizjom, w których zapewne przewija się spoczywająca obok bogini.

Dziękuję za uwagę, w przyszłym tygodniu również przyglądać się będziemy drobnym szczegółom, tym razem na jednym z obrazów kolejnego florenckiego artysty, Domenico Ghirlandaio. Serdecznie zapraszam, do usłyszenia.

2 thoughts on “"Wenus i Mars" Botticellego.

  1. Hm, nie jestem tu ekspertem, ale bieluń dziędzierzawa (najbardziej rozpowszechniony gatunek) rzeczywiście pochodzi z Meksyku, ale już pobieżny rzut oka na kształt liści wskazuje, że to nie ten gatunek. W genus "datura" – czyli "bieluń" właśnie występuje zależnie od źródeł kilkanaście gatunków rozpowszechnionych pierwotnie od Ameryki Łacińskiej przez Indie (z których nota bene pochodzi nazwa genusu – dhatura w hindi oznacza tyle co "kolczaste jabłko", zaś owoce rośliny przypominają je wyglądem) po Europę. Taksonomicznie rzecz biorąc na obrazie "rośnie" rozpowszechniony także w Europie Wschodniej gatunek "datura metel", mający podobne właściwości jak bardziej znany, amerykański krewniak. Co do słowiańskich rytuałów, nie wiem dokładnie jakie bieluń odgrywał tam role, ale jego działanie bliskie jest działaniu innej, toksycznej rośliny – pokrzywka wilczej jagody, o wiele bardziej powszechnego na ziemiach Słowian.

  2. Zaintrygowałeś mnie wnikliwością spojrzenia na (jak to nazywasz) "drobne szczegóły", które mistrzowie pędzla wkomponowali w swoje dzieła tak, aby pozornie nie zwracały one uwagi, a tak naprawdę chyba własnie po to tam zostały umieszczone, aby ową uwagę zwracać miały. Jako, że wiem, iż nieobca jest Ci również dziedzina botaniki, myślę, że pomożesz mi ustalić pewne wątpliwości co do biwlunia właśnie. Otóż z jednej strony uznaje się, że bieluń trafił do Europy dopiero po odkryciu Nowego Świata, a jednocześnie istnieją informacje, jakoby pośród Słowian roślina ta odgrywała juz znaczącą rolę w procesach leczniczych, pod płaszczykiem których zapewne mogła tez odkrywać role nieco mniej chwalebną 🙂 Jako ciekawostkę podaję Ci link do pewnego bloga, w którym to nieznany mi autor dogłębnie zananlizował wpływ tejże rośliny na słowiańskie wierzenia i medeycynę naturalną, której to przedstawicielki wraz z pojawieniem sie chrześcijaństwa łatwego zycia raczej nie miały, a wręcz przeciwnie, za pomoca bielunia mogły one zaewne uśmierzac cielesne bóle zadawane im podczas drobiazgowych przesłuchań na temat ich niecnej działalności (Pewnie nie płaciły składek na Kasę chorych lub Narodowy Fundusz Zdrowia :)http://podrecznik-historia-magii.bloog.pl/id,3254851,title,Lekcja-8-Slowianskie-czarownice,index.html?ticaid=5de2aJak to wszystko się ma do rzekomego przybycia tej kontrowersyjnej rośliny z Ameryki?Pozdrawiam i życzę wytrwałości w poszukiwaniach "szczegółów" dzieł wielkich mistrzów. Żywię jeno nadzieję, że "pewnego rodzaju szczegóły" dotyczące skojarzeń anatomicznych (jakże często obecnych w tychże dziełach) oszczędzisz w swoich dywagacjach w imię chociażby tego, że należały one do osób jak najbardziej boskich i jakże często tymże osobom chwały nie czyniąc 🙂

Dodaj odpowiedź do Orwath Anuluj pisanie odpowiedzi